takie w połowie. jestem sama z zu. nie licząc wciąż zapracowanego męża, obecnego w porywach ciałem.
Iw wyjechała na wiejskie wakacje do babci i dziadka. właściwie to myślę, że chętnie zamieszkała by tam na stałe gdyby tylko babcia jej pozwoliła. za tydzień wymiana. zu ma pojechać i zostać pierwszy raz beze mnie na całe 7 dni. heh.
w piątek dziewczyny pożegnały się koncertowo. urządziły maraton z przeszkodami, zuzia tylko źle wymierzyła odległości i przywaliła głową w kaloryfer. efekt widoczny poniżej.
moje opanowanie trwało ułamek sekundy, gdzieś do momentu polania się krwi, ale trzymałam się twardo bo w gruncie rzeczy to nie ze mnie się lała.. teraz limo nabiera barw tęczy. na szczęście i tym razem zakończyło się tylko na strachu (choć myślami widziałam już nas w drodze do szpitala).
foto numer dwa należy ostatnio do moich ulubionych. zrobione dzień przed spotkaniem z kaloryferem przez panią ciocię. w dzień kiedy to słońce grzało a deszcz nie padał. w dzień kiedy moje dziecko postanowiło ubrać zimową czapkę.
to nie pierwszy raz taki image, więc na pamiątkę mej córce. :)
No tak, skąd ja to znam, kolory tęczy na twarzy dziecka, hahaha, pozdrawiam Was dziewczyny:-)))
OdpowiedzUsuńheh ;)
OdpowiedzUsuńco u Was? bo jakoś cicho na blogu :(
no nie mogłam się oprzeć ;)
OdpowiedzUsuńa górna fotka wygląda niewinnie, ale mi by się nogi ugięły, jakbym to na żywo zobaczyła
Wow co za horror z tym okiem.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie druga odsłona lepsza;)
horror, horror. dobrze że na niej goi się wszystko błyskawicznie, oby to szczęście towarzyszyło jej do końca życia!
OdpowiedzUsuń