piątek, 4 maja 2012

never say never

cóż...szpital najwyraźniej staje się moim drugim domem, więc już postaram się nie nadużywać słowa-NIGDY.
od środy Z zafundowała mi przymusowe wakacje w cenie 20 zł doba bez wyżywienia, ktoś chętny?
w skrócie nasze ostatnie dni: niedziela: rzyg, rzyg, rzyg x10, poniedziałek: kupa, kupa , kupa, kupa +gorączka, wtorek: kupax4 i środa znowu: rzyg. w związku z powyższym w środę nie czekając na dalszy rozwój akcji stanęłyśmy w drzwiach izby przyjęć.
tym razem bez drastycznych obrazów i wspomnień, ale uwierzcie, że rozplanowanie gdzie i kto zostanie z E i M  na te dni okazało się nie lada przedsięwzięciem logistycznym.
Z załapała coś co potocznie nazywane jest grypą jelitową i ciężko to przeszła, ale na szczęście tym razem miałyśmy szczęście do szpitala, choć nie ukrywam, że wiedziałam gdzie się kładę, z wyrachowania i doświadczenia wybrałam najwłaściwsze dla nas miejsce i ufffff nie pomyliłam się.
życie, życie, ale nie daje się i daje radę. mam wciąż siłę i teraz czekam na samo dobre dla równowagi, bo gdzieś słyszałam, że taka w naturze jest. więc czekam cierpliwie :)

9 komentarzy:

  1. no to teraz musi! być dobrze

    OdpowiedzUsuń
  2. no pech, miejmy nadzieję, że już koniec pecha...

    OdpowiedzUsuń
  3. kurcze współczuję, czy nie masz wrażenia, że w tym roku strasznie powalające są te choróbska? jak już dorwą to do leżącej pozycji powalają.
    Wracajcie do zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymajcie się dziewczyny. Dajcie znać kiedy się polepszy...do zobaczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrowia dla Z.
    Grypa jelitowa to koszmar!
    Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  6. dzięki dziewczyny, mam tylko nadzieję na lepsze. tego się trzymajmy :)

    Asia: nie wiem, moje młodsze dziecko pierwszy raz tak solidnie powaliło, więc całkiem możliwe.

    OdpowiedzUsuń

dziękuję :)