sobota, 9 października 2010

cztery pory roku: jesień

sobotnie jesienne popołudnie spędziłyśmy w muzeum. przyciąga nas ostatnio jak magnes :)
tym razem była pani prowadząca. nie spodobała się E tak jak czarownica Tekla w wydaniu Ortyla, ale końcówka chyba wynagrodziła jej wszystko.





6 komentarzy:

  1. Ale ci zazdroszczę tych wypadów do muzeum:)
    Zapomniałam o kasztanach! Muszę nadrobić zaległości i porobić kilka kasztanowych stworków:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Lolkowi się podobało. Mnię średnio, ze względu na organizację czasu pracy Pani ( ale może skrzywiona jestem w tej kwestii po kursie, hihi). Pomysł bomba, tylko gdzie ten Vivaldi z tematu zajęć? Sprzęt grający był, a ja go nie słyszałam, hmm. Ale na osłodę towarzystwo wyśmienite :)

    OdpowiedzUsuń
  3. pjosię, ja teś chćem iś z Ewą i Kalolem tam objazy oglondać, pjosię - tak przed chwilą powiedział dzieć młodszy, oglądając fotorelację z wyprawy. A jak ją chciałam wziąć, to sie zapierała rękami i nogami, twierdząc, że nie pójdzie, nie chce i tyle. Chyba się więc wybierzemy jeszcze raz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Tina zapraszam do wrocławia :)

    drabi tak tak i jeszcze raz TAK. pani zdecydowanie NIE no i też się zastanawiałam gdzie ten vivaldi? w sumie po cichu powiem, że to mnie właśnie skusiło. cóż...
    a gagate musisz zabrać koniecznie :)
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  5. fajny pomysl muzeum, w moim bylam w podstawowce ostatni raz, moze zabiore Melcie:)sie zobaczy!

    OdpowiedzUsuń
  6. młodsza siostra bankowo rozniosła by muzeum, więc nawet nie próbowałam :D a te nasze historie muzealne to warsztaty, animator zajmuje dzieciarnie przez godzinę inaczej myślę że by tam nie ustali ;)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję :)